"Wszystko jest możliwe, jeżeli naprawdę bardzo tego chcesz." - ostatnia część Yaoi SasoDei.
Wystarczyło zaledwie jedno, krótkie spojrzenie jego błękitnych oczu, tak często zwróconych na mnie, abym zrozumiał, że nigdy nie byłem mu obojętny. Aż trudno mi opisać ogrom szczęścia, jakie wtedy owładnęło moim sercem. To było po prostu zbyt piękne, aby było prawdziwe, a jednak nie śniłem. On zawsze patrzył na mnie z miłością głęboko skrytą na dnie przejrzystej studni, jaką były dla mnie jego oczy, lecz ja wcześniej tego nie dostrzegałem, zbyt zaślepiony najpierw ambicjami, zaś później myślami, że nigdy go nie zdobędę. Teraz jednak wreszcie to widzę i czuję się obłędnie – moje serce przyśpieszyło swój rytm pomimo zamknięcia w szczelnym pojemniku, wprawiając całą konstrukcję w drżenie.
Udało mi się.
Wreszcie go mam, jest mój, całkowicie i niepodważalnie. To takie.. takie.. sam nie wiem, jak mam to opisać. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z czymś takim. Nigdy wcześniej też nie wydawało mi się, że.. wszystko, co do tej pory uważałem za ważne w swoim życiu zblednie przy tym jednym osiągnięciu. To do mnie takie niepodobne. Mistrz Sasori zakochany? Sam nie mogę w to uwierzyć i pewnie nie wściekłbym się, gdyby ktoś inny także nie uwierzył, nawet jeśli sam bym mu to powiedział. To było po prostu takie nierealne, wręcz irracjonalne, niemal niemożliwe, a jednak miało miejsce. Los najwyraźniej postanowił wreszcie się do mnie uśmiechnąć i chwała mu za to. Dał mi go.. tego pięknego blondyna, którego kochałem całym sercem i uważałem za ważniejszego nawet od moich marionetek. Przy nim stanowiły one jedynie nic nieznaczący dowód na to, że jestem wirtuozem drewna oraz zwyczajną broń. Ja sam zaś nie byłem niczym więcej niż one, dlatego też postanowiłem zrobić coś, czego w normalnych okolicznościach nigdy bym nie zrobił ani tym bardziej do tego nie dopuścił.
Zapragnąłem odzyskać swoje ludzkie ciało.
Pierwszy raz od czasu, gdy stałem się marionetką, znowu zapragnąłem coś poczuć, powrócić do bycia człowiekiem, aby móc dotykać jego pięknych, długich włosów, miękkiej skóry i chłonąć go całym sobą tak intensywnie, jak to tylko możliwe oraz pozwolić mu na to samo. Chciałem się do niego zbliżyć, jednak nie mogłem tego zrobić w obecnej postaci. Bycie zwykłym, bezosobowym kawałkiem drewna przestało mi już wystarczać, a to wszystko przez niego i uczucia, jakimi go darzyłem. Dzięki niemu mogłem wreszcie porzucić życie w tej ochronnej skorupie i zacząć od nowa, zdobyć miłość, a nawet jeszcze więcej – posiąść jego.
Prawdopodobnie kierowałem się błahym powodem, jednak to w zupełności wystarczyło do tego, abym zmusił się do przekroczenia progu laboratorium Orochimaru, którego obiecałem sobie solennie już nigdy nie odwiedzić. W sumie to nawet się cieszę, że tych kilka lat temu oparłem się pokusie zniszczenia go, ponieważ nie mógłbym teraz zrobić tego, co zamierzałem. Całkowitym przypadkiem zostawiłem sobie otwartą furtkę w razie, gdyby życie lalki się nie sprawdziło. Furtkę, z której zawsze mogłem skorzystać i wrócić do normalności.
Jakiż ja jestem przewidywalny.
Mimo wszystko jednak nie byłem na siebie zły za łamanie danych sobie w przeszłości obietnic. On po prostu zbyt wiele dla mnie znaczył, abym potrafił się na siebie za to wszystko gniewać, a już zwłaszcza na własne serce, które może i mnie zdradziło, ale dzięki jego niepokorności wreszcie miałem osobę, dla której mógłbym zrobić wszystko – nawet powrócić do bycia człowiekiem.
—
Nie liczyłem się z ryzykiem ani z konsekwencjami, mimo iż wiedziałem, że mogę przypłacić to życiem. Nie miało to dla mnie większego znaczenia, ponieważ chciałem zrobić to dla niego. Pragnąłem się zmienić, więc nawet jeżeli miałem większe szanse na utratę życia niż poprawne przeprowadzenie zabiegu, nie dopuszczałem do siebie myśli o porażce.
Zbyt mocno go kochałem, aby to mogło się nie udać.
—
Dość mocno obciążyłem swój organizm ponownym jego wybudzeniem ze stanu hibernacji, jednak mimo to przeżyłem i nic poza tym się w tej chwili nie liczyło. Co prawda byłem przez to wszystko śmiertelnie wyczerpany, lecz też na tyle szczęśliwy, aby opuścić laboratorium o własnych siłach zaraz po zabiegu, nie zwracając uwagi na swój stan zdrowia, który w gruncie rzeczy niewiele znaczył w obliczu nagłej chęci natychmiastowego zobaczenia się z Nim.
Znalazłem go w pokoju Aito i reszty tego całego jej zwierzyńca, co niezmiernie mnie zdziwiło, ponieważ mój ukochany rzadko kiedy tu zaglądał, a o samym przebywaniu w towarzystwie tych popaprańców już nie wspominając. Green i Yami po prostu za bardzo go przerażali. Teraz jednak wydawali się być czymś zajęci, dlatego też nie sprawiali wrażenia groźnych w odróżnieniu od ich pani, która już od progu skoczyła w moim kierunku niczym wygłodniały pies, węsząc podstęp. Cóż.. niczego innego się po niej nie spodziewałem. Jako medyk naczelny organizacji musiała umieć zauważać wszystkie nieprawidłowości, dlatego też zbytnio się nie zdziwiłem, gdy ujrzałem na jej twarzy minę, sugerującą iż wie, co zrobiłem, a także to, że nie jestem już dawnym sobą. Zresztą nie żeby odnotowanie tego drugiego było specjalnie trudne – imitacja skóry, jaką wcześniej posiadałem nie mogła się równać z moim obecnym wyglądem, aczkolwiek nie sądziłem, że wystarczy jej mniej niż sekunda, aby na to wpaść.
Nie obyło się oczywiście bez reprymendy za bezmyślne zachowanie i brak jakiejkolwiek odpowiedzialności, którą zniosłem ze stoickim spokojem, będąc jedynie w połowie skupionym na słowach szatynki, gdyż bardziej absorbowało mnie wpatrywanie się w Niego. Kiedy zaś dziewczyna wreszcie skończyła, pokiwałem głową na znak, że zrozumiałem i podałem mu dłoń, po czym wyszedłem wraz z nim z pomieszczenia, cały czas uśmiechając się do siebie delikatnie. Oczywiście fakt ten nie uszedł uwadze chłopaka, więc nie minęła chwila, gdy poprosił mnie o wyjaśnienia. Ja natomiast w odpowiedzi jedynie krótko go pocałowałem, by w następnej chwili wyszeptać.
"Naucz mnie znowu czuć tak jak dawniej, Deidara."